Lata milczenia, lata uśpionej potrzeby pisania. Co się dzieje z talentem, który nie jest pielęgnowany? Zanika jak nieużywany mięsień? Czeka na swoją kolej? Drga? Daje o sobie znać ukradkiem pod płaszczem frustracji, chwilowych zrywów i zazdrości na podobne sukcesy u innych? A może cały czas domaga się uwagi, tylko że my ignorujemy większość sygnałów płynących z naszego ciała. Jesteśmy zbudowani w cudowny sposób, nasze opakowanie częściej wie od nas samych, co się w danym momencie dzieje.
Nieuświadomione pragnienia, potrzeby, myśli. Najczęściej zauważamy je, kiedy jest nam niewygodnie, kiedy ściska nas w żołądku, chwytamy się za serce, dopada nas atak pytań: „co ja tu robię?”, „czy to jest moje miejsce?”, „czy mogłabym robić coś innego?”, „jakie jest moje przeznaczenie?”, „dokąd pójść?”. To trwa tylko chwilę, przebija się do naszej świadomości cząstka niepokoju, który sygnalizuje, że coś się dzieje i że nam źle. Krótki moment, w którym możemy wyciągnąć na światło dzienne nasze wątpliwości, wyciągnąć lupę i powiększyć je do rozmiarów, które pozwolą zacząć rozumować. Rozkładać na czynniki pierwsze, przyglądać się, dzielić, łączyć, a potem doznać, zrozumieć. I działać. Najczęściej jednak ignorujemy te chwilowe sygnały i podążamy dalej niezmienioną ścieżką licząc, że samo się zmieni albo nam przejdzie. Przecież ogólnie nam jest dobrze. Nie jest najgorzej, czemu to zmieniać. Nie chcemy być ignorantami, robić wokół siebie szumu, być zbyt delikatnymi na to, czego doświadczamy. Trzeba to tylko przeżyć, raz jest gorzej raz lepiej – normalna rzecz. Ile czasu tracimy w trwaniu w tym bezruchu?
Z tymi talentami to jest tak, że rzewnie je się wspomina – oh jak to było cudownie w dzieciństwie. Można było rysować, malować, śpiewać, tańczyć, pisać i wszystko nam wychodziło. Lepiej czy gorzej, nie miało znaczenia. Sprawiało nam to czystą radość. Było uwolnieniem od naszych dziecięcych trosk, zagłębieniem się w świat bez czasoprzestrzeni, kompletne zapomnienie. Cudowna rzecz! Tylko wtedy człowiek czuje, że to jest pasjonujące. Gdy wokół nie ma niczego innego. A potem jakoś się z tego wyrasta. Niewiadomo po co i dlaczego. Nagle mamy wrażenie, że nie możemy ot tak sobie czegoś namalować lub napisać. To coś musi być dobre. Może nawet najlepsze. Po co zaczynać, skoro nie ma pewności, że to się komuś spodoba.
Musi być pomysł. Musi się sprzedać. Ktoś co chwilę coś wydaje, pisze, nie jest wykwalifikowanym pisarzem z zawodu, a jednak mu się udaje. Ależ on miał pomysł, a jaka treść! Wydanie, spotkania autorskie, druk, pieniądze i satysfakcja. To cudowne uczucie na koniec zwieńczenia dzieła. Znam to. Ale zupełnie z innej strony. Kiedy to pisanie sprawiało mi przyjemność. Pisałam, bo pozwalało mi się to oderwać od rzeczywistości. Ot, tyle. Nic więcej, po prostu samo się pisało. Skąd te późniejsze wątpliwości? Skąd ta myśl o obcych oczekiwaniach?
Nie pisałam tyle lat, ale jak już napisze to to musi być dobre. O tak, najlepiej dla dorosłych, ważna grupa docelowa, ale oni chcą czegoś ambitnego. Najlepiej kryminał albo thriller to jest teraz w cenie. Najlepiej gdyby z jakąś fachową wiedzą, może prawniczą, psychologiczną, medyczną. Mówisz, masz. Tylko u mnie to jakoś nie działa. Jakoś zwlekam, czekam, może później, może za rok, może wcale. Może dziś?
Commenti