Przychodzimy, przemieszczamy się, odchodzimy. Płynie czas, płyną lata, panta rhei. Na początku drogi mamy przewodnika, nawet kilku. Uważnie nas obserwują, reagują na nasze sygnały, próbują odczytać nasze potrzeby. Są z nami cały czas, przy nas, w myślach krok przed nami by uchronić nas od złego. I wspierać byśmy codziennie przemierzali dłuższy dystans. W głowach niemowląt każdego dnia dzieje się rewolucja neuronowa. Szybkość uczenia się, plastyczność komórek jest aż onieśmielająca do zrozumienia. Rośniemy wzdłuż i wszerz. I w głąb. Bowiem mamy też wewnętrzny drogowskaz, który nam pokazuje dokąd sięgać, czego próbować, co zabrać ze sobą w dalszą podróż by dawało radość, spełnienie, a co porzucić by nie ciążyło zbytnio w codziennej walce. Przy stałym wsparciu i kawałku autonomii jesteśmy w stanie zdobyć najwyższe szczyty. Dziecięca wyobraźnia nie zna granic.
Gdy opuszczamy rodzinne gniazdo stajemy ramię w ramię z innymi podróżnikami by eksplorować świat z bagażem, który dostaliśmy, o który się postaraliśmy albo czasem nam wpadł nieproszony. Ruszamy na wytarte już szlaki, gdzie niekiedy zmyła się informacja, dokąd prowadzą. Spotykamy innych poszukiwaczy, którzy albo mijają nas truchtem na naszej drodze, albo z niej wracają i tylko czasem podpowiedzą, co jest za zakrętem. Pożyczamy mapy od znajomych, ale nie zawsze rozumiemy narysowaną od ręki legendę. Raz przyspieszamy, biegniemy na oślep zaaferowani, innym razem wleczemy się szurając stopami. Zdarza nam się przysiąść na kamieniu i odpocząć. Spoglądamy za siebie uświadamiając sobie, jaki kawał drogi za nami, ile pokonanych krętych ścieżek, przeskoczonych strumyków, zwichniętych kostek. Potem patrzymy naprzód i w zależności od naszej umysłowej gęstwiny zobaczymy, co przed nami.
Zdarza się, że mamy kompana po drodze, z którym wymieniamy się obserwacjami, mądrością, jaką drogę na skróty wybrać, czego unikać w zaroślach, a gdzie nadłożyć drogi by zobaczyć więcej. Jesteśmy szczęśliwi, w jednym rytmie wspinamy się po stopniach linii życia, która nigdy nie jest prosta. Ale czasem też nasi towarzysze przygody odchodzą. Z ostrzeżeniem lub bez. Wolno znikając nam z oczu lub nagle zlewając się z krajobrazem, a do naszego plecaka wpada kamień.
Nigdy nie wiemy, gdzie doprowadzi nas nasza ścieżka ani w którym momencie urwie się jej ślad. Jest to podróż solo. Jedyna taka, nieprzerwana, nieokreślona. Możemy zostawiać okruszki dla potomnych, malować znaki, krzyczeć "hej! też tu jestem, też tu idę!". Początek i koniec jest taki sam. Jest jeden. Natomiast wszystko to, co jest w środku, mimo że wydaje się łudząco podobne, jest inne. Spójrz przez pryzmat. Droga to ty.
Comentários